Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
1979
BLOG

SŁOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ - Z Krystyną Grzybowską dookoła Europy

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 10

W Lizbonie odbył się szczyt Paktu Północnoatlantyckiego. Właściwie należałoby zmienić nazwę tej organizacji na Pakt Zachodnioeuropejski, bo wszystkie decyzje podjęte, a w gruncie rzeczy jedynie zasygnalizowane, są owocem wykoncypowanych pomysłów przywódców państw Starej Europy, przystosowującej się ponoć do globalnego świata

Przemyślenia te, chwilami pozbawione głębszej refleksji, prowadzą do zgoła abstrakcyjnych i nierealistycznych projektów, jak budowanie wespół w zespół, z udziałem oczywiście Rosji, tarczy antyrakietowej czy walka z cyberterroryzmem. Oceniając wyniki lizbońskiego szczytu NATO, można dojść do wniosku, że nie ma się przed czym bronić, bo nie ma zagrożeń, nawet ze strony Iranu, zatem najlepiej byłoby zwinąć interes i zająć się dla przykładu wspólnym poszukiwaniem gazu łupkowego. Na Grenlandii albo Sachalinie.

Wewnętrzny duch NATO

Wyjątkowo trafne było w tym kontekście stwierdzenie polskiej głowy państwa, Bronisława Komorowskiego, że „w NATO widać wewnętrznego ducha wspólnoty celów”. Choć z pozoru zdanie to nic nie znaczy, jak większość wygłoszonych do dziennikarzy przez prezydenta kwestii, to z tym duchem wewnętrznym należy się zgodzić. Otóż NATO posiada wewnętrznego ducha, który jest nierozpoznawalny na zewnątrz. Właściwie to nie jest duch, lecz taki malutki duszek – pozbawiony energii, zapału i chęci do działania. I jeszcze coś – NATO przestaje być organizacją militarną, zamienia się w Unię Europejską bis, w organizację gospodarczą, która tak jak UE nie ma pieniędzy na wzmocnienie systemu obronnego swoich członków. Koncypuje więc projekty, które, po pierwsze, są bardzo dalekosiężne: system obrony przeciwrakietowej i walka z cyberatakami ze strony różnych sił, a po drugie, równie niejasne plany zabezpieczenia w dziedzinie energetyki. Jednym słowem pic na wodę fotomontaż. Wielką radość sprawiło prezydentowi RP zapewnienie, że art. 5 traktatu północnoatlantyckiego nie tylko nie ulegnie likwidacji, ale przeciwnie, zostanie wzmocniony. Czyli jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ale – jak słusznie zauważył jeden z ekspertów – w wypadku napaści zbrojnej jakiegoś państwa wschodniego na Polskę lub kraje bałtyckie nie ma mowy o natychmiastowej reakcji sojuszników. Najpierw muszą się zebrać odpowiednie gremia i zastanowić się, czy interwencja jest konieczna albo niezbędna, czy nie należałoby wpierw przeprowadzić negocjacji pokojowych z owym napastnikiem i skłonić go do odwrotu. A może lepiej byłoby odstąpić od interwencji i zaczekać na dalszy rozwój wypadków.

O co chodzi Obamie?

Nie miejmy złudzeń, art. 5 przy obecnym układzie sił na świecie wprawdzie pięknie brzmi, ale w praktyce nie ma większego znaczenia. Jaka jest rola Stanów Zjednoczonych w dzisiejszym NATO, które ma działać na rzecz obrony przed globalnymi zagrożeniami dwudziestego pierwszego wieku?

Myślę, że administracja Baracka Obamy wybrała postawę „moja chata z kraja”. Stany Zjednoczone nie graniczą z Federacją Rosyjską, a jej potencjał militarny jest żałosny w porównaniu z amerykańskim, Rosja nie stanowi żadnego zagrożenia dla USA i to już od bardzo dawna. Dla prezydenta USA interesy z Moskwą mają bardzo praktyczne podłoże – chodzi o to, żeby przez terytorium Rosji można było transportować bez przeszkód zaopatrzenie dla żołnierzy NATO walczących w Afganistanie. Co się zaś tyczy tarczy antyrakietowej, instalowanej w każdym kraju członkowskim sojuszu – wiadomo, że nic z tego nie będzie, według porzekadła „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”. Zresztą prezydent Dmitrij Miedwiediew wyraził zastrzeżenie wobec tej koncepcji, zwracając uwagę m.in. na koszta takiego przedsięwzięcia. I zauważył, że musi ono być realizowane na zasadach pełnego równouprawnienia, także w sferze technologii.

Może się tak zdarzyć, że kraje NATO podzielą się technologią z Rosją, a Rosja sobie wybuduje własny system antyrakietowy, bo ten, który podobno posiada w Kaliningradzie, jest jak dotąd tylko atrapą.

Wydarzenia historyczne i histeryczne

Niezwykle ważnym wydarzeniem było osobiste i ponoć ponowione zaproszenie prezydenta Komorowskiego do Waszyngtonu. Zaprosił go osobiście prezydent Barack Obama. Nasza głowa państwa uda się za ocean zaraz po tym, jak zakończy się wizyta w Warszawie prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. To będą z pewnością wydarzenia historyczne i histeryczne. Histeryczne, bo spodziewam się wybuchu medialnego szaleństwa z powodu tych wydarzeń. Barack Obama jest prezydentem wybranym przez zwolenników Partii Demokratycznej pieczętującej się symbolem osła. W przeciwieństwie do Republikanów spod znaku słonia. Z małymi wyjątkami w polityce międzynarodowej amerykańskie słonie miały zdecydowaną przewagę nad osłami, co nie powinno dziwić znawców świata zwierzęcego. Nie należy się spodziewać jakichś historycznych deklaracji amerykańsko-polskich, z wyjątkiem już znanych, że np. Polacy mają w sobie coś i lubią walczyć za wolność naszą i waszą i że Radosław Sikorski jest przyjacielem Ameryki. Czy osioł Obama już nie pamięta, co powiedział o nim polski minister spraw zagranicznych? Opowiadał mianowicie dowcip, w którym przodek Obamy zjadł polskiego misjonarza, co miało wyjaśnić kolor skóry prezydenta USA.

A może właśnie ze względu na polskie korzenie Obama ma taki sentyment do naszego narodu?

Żyjemy w czasach, o których się mówi, że są przełomowe i stawiają przed światem nowe, globalne wyzwania. Nie wolno jednak zapominać, że w tym globalnym świecie oprócz Stanów Zjednoczonych, Rosji, Chin, Niemiec i Francji są rozliczne państwa i narody zdane na łaskę i niełaskę mocarstw, więcej, polityczne elity gotowe im przytakiwać bez względu na konsekwencje tylko po to, by utrzymać się u władzy. One nie myślą globalnie, lecz lokalnie. Taka postawa spycha narody do roli nic nieznaczących przedmieść polityki, a nawet do politycznych slamsów. Osioł by na to zaryczał z radości, ale słoń by się uśmiał.

Krystyna Grzybowska

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka