Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
2578
BLOG

JATKA NA PLATFORMIE

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 4

Donald Tusk postanowił wyciąć ludzi Grzegorza Schetyny z list kandydatów do parlamentu oraz spółek skarbu państwa. Schetyna poczekał na dogodny moment i uderzył w osłabionego jak nigdy dotąd Tuska. Na to samo osłabienie liczy Bronisław Komorowski, który chce budować partię prezydencką, wspieraną przez „niezależnych” wojskowych fachowców.

Ostatnie wypowiedzi Grzegorza Schetyny krytykujące Donalda Tuska były na tyle demonstracyjne, że nie mogły nie spowodować reakcji nawet w mediach przychylnych Platformie. Po ogłoszeniu raportu MAK Schetyna stwierdził: „Mnie się wydaje, że zabrakło refleksu i takiej wiedzy czy przewidywania tego, jak Polacy przyjmą ten raport. W takich sytuacjach trzeba być gotowym na odpowiedź natychmiast”. Marszałek Sejmu dodał, iż to, że premier był na wakacjach, na pewno nie ułatwiało sprawy. Stwierdził też, że „na tak mocną prezentację i mocne oskarżenie powinna być natychmiast polska odpowiedź”.

– Dolny Śląsk zrobił zamach na Gdańsk – tak o wystąpieniu Schetyny mówi jeden z posłów PO. W co gra Grzegorz Schetyna? Co spowodowało, że ta gra zmusiła go do wypowiedzi godzących w wizerunek PO?

Ministrowie kandydują, by wypchnąć ludzi Schetyny

Nasi rozmówcy z PO nie mają wątpliwości, że powodem jest „totalna wycinka” ludzi Schetyny – zarówno ze stanowisk w spółkach skarbu państwa, gdzie karty rozdaje bliski Tuskowi Jan Krzysztof Bielecki, jak i na przyszłych listach kandydatów do parlamentu.

Według „Rzeczpospolitej” z 20 stycznia br. „jedynki” na listach do Sejmu mają dostać minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka (Podlasie), były premier Jan Krzysztof Bielecki (Pomorze), minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska (Śląsk). Drugie miejsce w stolicy (zaraz za premierem Donaldem Tuskiem) ma przypaść szefowi resortu finansów Jackowi Rostowskiemu. Chęć startu w wyborach zadeklarował nawet... minister obrony narodowej Bogdan Klich, współodpowiedzialny, zdaniem polityków opozycji, za fatalne przygotowanie wizyty prezydenta w Smoleńsku.

Według naszych rozmówców, wystawienie ministrów na parlamentarne listy to dla Tuska pretekst, by na dalsze miejsca zepchnąć ludzi Grzegorza Schetyny.

Znacząca, a mało zauważona automatyczna czystka odbyła się w PO już po wyborach samorządowych. Z partii tej usunięto działaczy, którzy kandydowali z list innych niż PO – np. tych wystawianych przez kandydatów na prezydentów miast. Jak ocenia jeden z naszych rozmówców, z PO mogło odejść przy tej okazji niemal dwa tys. osób. I byli to w większości obecni bądź potencjalni ludzie Schetyny, którzy nie dostali satysfakcjonujących ich miejsc na listach Platformy.

Ze Schetyną można się dogadać

Schetyna wyczekał na osłabienie Tuska w związku z kompromitacją w sprawie śledztwa smoleńskiego, jednak wykorzystując stanowisko marszałka Sejmu, buduje swoją pozycję od dłuższego czasu. Obecnie doszło do jego zbliżenia z Jarosławem Gowinem, ale nie jest to bynajmniej jedyny kierunek ofensywy Schetyny.

Na jaki scenariusz liczy marszałek Sejmu? PO nieznacznie przegrywa wybory z PiS – ten wariant jest przez polityków Platformy brany pod uwagę coraz poważniej. Ale podobnie jak w Czechach, na Słowacji albo w podkarpackim sejmiku zwycięski PiS nie jest w stanie stworzyć parlamentarnej większości. Toczą się rozmowy koalicyjne PO–PSL–SLD. Donalda Tuska osłabia fakt, że doprowadził swoją partię do porażki. Kto ma być premierem? PSL i SLD mówią jasno: koalicja tak, ale Tusk nie może stanąć na czele rządu. Koalicjanci wolą Schetynę.

Plan mało realny? Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że dobre kontakty Schetyny z opozycją i PSL są już faktem. Gdy Schetyna zostawał marszałkiem Sejmu, poparli go także posłowie opozycyjnego SLD. Bartosz Arłukowicz, gwiazda komisji hazardowej, gimnastykował się, by uzasadnić to poparcie: „Komisja hazardowa jeszcze pracuje i ja nie jestem zwolennikiem wydawania wyroków czy stwierdzania faktów przed zakończeniem prac”. W podobnym duchu wypowiadali się przedstawiciele PSL. Posłanka Ewa Kierzkowska tłumaczyła: „Głosowaliśmy za. Dajmy możliwość panu Grzegorzowi Schetynie popracować i wykazać się”.

Stanowisko marszałka Sejmu pozwala Schetynie niewielkim kosztem budować sobie sympatię u przeciwników. Pewien poseł PiS, ceniony ekspert w swojej dziedzinie, cieszący się większym uznaniem w Europie niż we własnym kraju, od lat wyjeżdża do różnych państw na międzynarodowe konferencje. Jeśli taki wyjazd jest wyjazdem poselskim, jego koszty pokrywa Kancelaria Sejmu. Ale na to wyrazić musi zgodę marszałek. Gdy marszałkiem Sejmu był Bronisław Komorowski, złośliwie blokował wyjazdy wspomnianego posła PiS, mimo że miały one merytoryczne uzasadnienie i nie sposób było nazwać ich turystyką na koszt państwa. Kiedy marszałkiem został Grzegorz Schetyna, sytuacja od razu się zmieniła i nieracjonalna blokada zniknęła.

W grudniu ubiegłego roku Schetyna zwiększył ilość pieniędzy, jakie posłowie otrzymują na prowadzenie biur poselskich. Ma to znaczenie w szczególności dla partii opozycyjnych, których terenowi działacze nie zarabiają na państwowych posadach. – Z tym Schetyną da się żyć – powtarzało po cichu wielu posłów PiS, PSL czy SLD.

Sami posłowie PO też coraz częściej odnoszą wrażenie, że Donald Tusk to arogant, z którym nie można porozmawiać, bo nigdy nie ma czasu, zamknięty w swojej wieży z kości słoniowej. Co innego Grzegorz Schetyna, który zawsze znajdzie czas. Chętny, by odwiedzić dowolne miasto i tym samym dowartościować lokalną strukturę PO. Wpadający na imieniny do partyjnych kolegów.

Schetyna to człowiek gotowy dogadać się z każdym, jeśli jest to dla niego opłacalne – tak charakteryzuje marszałka Sejmu jeden z wrocławskich znajomych. W 2008 r. Schetyna stał za słynną akcją „Widelec” – zatrzymaniem, biciem, gazowaniem i torturowaniem 752 spokojnie zachowujących się kibiców Legii. Wyzwiska pod jego adresem sypały się na stadionach w całym kraju. Gdy wyczuł, że sprawa coraz poważniej mu szkodzi, nie miał oporów, by szukać kontaktów i rozmawiać z liderami społeczności kibiców, którzy wcześniej byli dla niego bandytami.

Partia Michnika i pułkowników

Ale Tusk zagrożony jest nie tylko przez Schetynę. „Rzeczpospolita” z 15 stycznia br. pisze o byłych politykach w otoczeniu prezydenta Bronisława Komorowskiego. Według dziennika, cyklicznie „przy kawie i ciasteczkach” spotykają się u prezydenta politycy nieboszczki Unii Wolności – m.in. Tadeusz Mazowiecki, Henryk Wujec, Jan Lityński. To właśnie podczas jednego z takich spotkań miała zapaść decyzja o odesłaniu do Trybunału Konstytucyjnego ustawy o zmniejszeniu zatrudnienia w administracji państwowej. Z artykułu wyłania się obraz prezydenta otaczającego się gronem przegranych polityków, głowy państwa tracącej poparcie i sympatie we własnej partii.

Tyle „Rzeczpospolita”. Jednak z informacji, do których dotarła „Gazeta Polska”, wynika, że lekceważenie przez zwolenników Donalda Tuska obecnego prezydenta jest mocno przedwczesne. – Bronisław Komorowski prowadzi własną grę – mówi nam zastrzegający anonimowość polityk PO – oczywiście, zalicza kolejne wpadki, robi wrażenie dobrego wujka, a nie polityka większego formatu. Jednak jego otoczenie ma realny plan polityczny, który realizuje z żelazną konsekwencją – dodaje nasz rozmówca.

Plan otoczenia prezydenta to stworzenie nowej formacji politycznej, opartej na byłych politykach UW i „niezależnych fachowcach” z kręgów wojskowych. „Patronem medialnym” projektu ma być środowisko „Gazety Wyborczej”. Pierwszym etapem realizacji tego przedsięwzięcia było błyskawiczne przejęcie kontroli nad BBN i Kancelarią Prezydenta. Etapem kolejnym – jest osłabienie pozycji premiera Donalda Tuska. Co ciekawe, prawdziwym sygnałem wypowiedzenia wojny szefowi rządu wcale nie był brak podpisu prezydenta pod wspomnianą ustawą o administracji. – Prezydent znalazł w ustawie rzeczywiste błędy, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego – mówi polityk PO. – W tym wypadku zagrywka Komorowskiego była działaniem socjotechnicznym, poprawiającym jego wizerunek – dodaje.

Jak ustaliliśmy, początkiem sporu stał się atak na szefa resortu obrony Bogdana Klicha, kojarzonego z frakcją Donalda Tuska.

Oczywiście Klich na tę krytykę zasłużył – to on, jako szef MON, odpowiadał za wyjazd Prezydenta RP do Katynia 10 kwietnia 2010 r., to za kadencji obecnego szefa resortu obrony miały miejsce inne tragedie lotnicze (m.in. tragedia casy), w których łącznie zginęło 121 osób. Jednak właśnie słabość szefa MON sprawiła, że stał się on celem ostrego (w dodatku padającego na podatny grunt) ataku ze strony Pałacu Prezydenckiego. Na początku roku szef BBN gen. Stanisław Koziej podczas wspólnej z Komorowskim konferencji prasowej skrytykował MON za złą realizację projektu tworzenia Narodowych Sił Rezerwowych.

Do prawdziwej awantury doszło jednak w trakcie jednego z posiedzeń Komisji Obrony Narodowej. Goszczący na spotkaniu gen. Koziej nie zostawił suchej nitki na projekcie stworzenia Akademii Lotniczej w Dęblinie. Reakcja Pałacu zaskoczyła wszystkich członków komisji, najbardziej tych z... Platformy Obywatelskiej. Projekt Akademii Lotniczej był bowiem sztandarowym pomysłem rządu. Zdaniem polityków PO wystąpienie Kozieja to ewidentnie wypowiedzenie wojny nie tyle Klichowi, ile Donaldowi Tuskowi.

Kolejny cios padł w trakcie sejmowej debaty na temat raportu MAK. Związany ze środowiskiem Unii Wolności poseł Bogdan Lis na początku przemówienia odrzucił hipotezę zamachu i winę Rosjan, skrytykował PiS-owską opozycję, po czym... zaatakował Bogdana Klicha: „Powiem tak: Przed wojną minister odpowiedzialny za resort, w którym coś takiego się wydarzyło, palnąłby sobie w czoło, i to dla pewności kilka razy, a nie raz, i nie dlatego, że czułby się odpowiedzialny za tę katastrofę, tylko dlatego, że nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa swojemu prezydentowi”.

Atak Lisa nie był przypadkowy – środowisko dawnej UW ma być filarem nowego tworu politycznego, budowanego przez otoczenie obecnego prezydenta. Klich jako najsłabsze ogniwo ekipy Tuska jest wdzięcznym obiektem ataku.

„Grzechu” szachuje rozłamowcami

Zwolennikom „partii prezydenckiej” bliżej więc raczej do Janusza Palikota niż Jarosława Gowina. Nie znaczy to jednak, że przedstawiciel „konserwatywnej frakcji” w PO należy do pretorianów premiera. Wręcz przeciwnie. W ostatnim czasie posłowi z Krakowa zdarzyły się krytyczne wypowiedzi o rządzie (nt. braku reform itd.). Gowin pozytywnie wypowiadał się przy tym o grupującej rozłamowców z PiS przedstawicieli ruchu Polska Jest Najważniejsza. Jak ustaliliśmy, krakowski polityk należy w tej chwili do frakcji... Grzegorza Schetyny. Marszałek Sejmu miał być też inicjatorem powstania ruchu PJN. – Rozłamowcy z PiS są dla Grzegorza bardzo wygodni – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską” osoba z bliskiego otoczenia Schetyny. – Grzesiek zawsze może zagrozić wyprowadzeniem swoich ludzi z PiS, sojuszem z PJN. Oczywiście partia taka nie zagroziłaby PiS, jednak Platformie mogłaby odebrać parę punktów, wejść do Sejmu, po czym stworzyć koalicję z Kaczyńskim. Premier musi zdawać sobie z tego sprawę – dodaje nasz informator.

O ile ugrupowanie związane z Komorowskim mogłoby zagospodarować niemal cały ideologiczny anty-PiS, o tyle partia Schetyny i rozłamowców może zawalczyć o „konserwatywną grupę” wyborców PO. Jak ustaliła „GP”, marszałek Sejmu nie ma w tej chwili planu tworzenia własnej partii – PJN to ruch czysto propagandowy. Zdaniem naszych rozmówców, Schetyna szachuje Tuska PJN-em, by wzmocnić swoją pozycję w partii. Szczególnie wiele miał zyskać ostatnią wypowiedzią o tym, że rząd spóźnił się z reakcją na raport MAK. – Na Donaldzie słowa Schetyny i przede wszystkim reakcja na nie zrobiły duże wrażenie. Premier ma świadomość, że z frakcją marszałka Sejmu musi się liczyć – mówi polityk PO.

Głównym celem Schetyny jest więc wzmocnienie własnej pozycji w partii, plan awaryjny to sojusz z PJN.

Sam Donald Tusk, osaczony z lewej (Komorowski) i z prawej (Schetyna i PJN) strony, nie zamierza ustąpić bez walki. Stąd pomysł, by na listach PO znaleźli się członkowie rządu i politycy dawnego KLD, czyli osoby blisko związane z premierem.

Start ministrów jest ze strony Donalda Tuska zagraniem bardzo ryzykownym. Z jednej strony szef rządu wprowadzi na listy swoich ludzi, z drugiej... osłabi własną frakcję. Wielu dotychczasowych liderów straci swoje pozycje tylko dlatego, by ustąpić miejsca ministrom. Taki los spotka m.in. lidera PO na Pomorzu – Sławomira Nowaka, który będzie musiał ustąpić Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu. Niezadowolenie z sytuacji rodzi się wśród największych do niedawna zwolenników Tuska. Ich prawdopodobnym liderem jest minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Pozycja „grabarza polskich kolei” jest w PO bardzo mocna. Grabarczyk ma wśród kolegów opinię najlepszego ministra w rządzie Tuska. Poza tym jest w ostrym konflikcie z innym ministrem rządu – szefem resortu sprawiedliwości Krzysztofem Kwiatkowskim. Według naszych rozmówców, Grabarczyk może, wykorzystując ostry konflikt z Kwiatkowskim, zagospodarować tych spośród dotychczasowych zwolenników premiera, którzy są niezadowoleni rządowym desantem na partyjne listy. W dodatku w partyjnych kuluarach krąży opinia, że to właśnie Cezary Grabarczyk, jako lider PO, mógłby pogodzić zwaśnione frakcje w partii. Niebawem przekonamy się, czy bukiet wręczony szefowi resortu infrastruktury jest nic nie znaczącym gestem, czy może raczej wróżbą awansu do politycznej pierwszej ligi.   

Przemysław Harczuk, Piotr Lisiewicz

 

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka