Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
1053
BLOG

Skrzywiony świat gazety Michnika

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 2

Kilka dni temu minęła 23. rocznica powstania „Gazety Wyborczej”. W poprzednich latach data ta była okazją do hucznych imprez, konferencji i „kombatanckich” spotkań okolicznościowych. Obecnie kolejne urodziny gazety zostały przemilczane i prawie niezauważone. Zaskakująca sytuacja jak na gazetę, która prawie od ćwierć wieku dąży do ukształtowania Polski na swoją lewicową modłę. Być może wpływ na wyciszenie kolejnej rocznicy powstania gazety miały ostatnie wyniki finansowe wydawcy.

Według pisma „Press”, w pierwszym kwartale br. Grupa Agora SA zanotowała stratę netto 1 mln zł. Przychody Agory w pierwszym kwartale br. wyniosły 281,3 mln zł. Wobec wyników z tego samego okresu ub. r. zmniejszyły się o 4,9 proc. Przychody ze sprzedaży reklam w „Gazecie Wyborczej” wyniosły w pierwszym kwartale 2012 r. 50,4 mln zł i były o 18,6 proc. niższe niż w tym samym okresie 2011 r.

„Prawdziwa porażka”

Przychody ze sprzedaży egzemplarzowej były o 10,8 proc. niższe niż w tym samym okresie rok wcześniej i wyniosły 29,6 mln zł. Chociaż przychody ze sprzedaży reklam w pionie prasy bezpłatnej były o 11,3 proc. wyższe niż w analogicznym okresie rok wcześniej, to jednak przychody segmentu czasopisma wyniosły 16,0 mln zł i zmniejszyły się o 10,1 proc. – podawał „Press”.

Z kolei według danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy opublikowanych przez portal Wirtualnemedia.pl w 2011 r. „»GW« zanotowała najniższą sprzedaż w ciągu ostatnich 18 lat! Według tych danych w 2011 r. rozpowszechnianie płatne »GW« wyniosło tylko 305 861 egz., a w pierwszych dwóch miesiącach br. zaledwie 275 257 egz.”.

Dla porównania w 1994 r. średnie rozpowszechnianie płatne gazety wynosiło 418 089 egz., natomiast w latach 1997– 2008 utrzymywało się na poziomie między 405 tys. egz. a 458 tys. egz. Regularny spadek wyników gazety rozpoczął się w 2009 r.

Nic więc dziwnego, że pojawiły się oceny, iż w ubiegłym roku „GW” poniosła na rynku „prawdziwą porażkę”. Jednak te zaskakujące wyniki sprzedaży świadczą również o „prawdziwej porażce” politycznego projektu środowiska Adama Michnika.

Gazeta z „politycznym komisarzem”

Przez lata „GW” była na czele frontu budowy nowego społeczeństwa, ograniczania wpływów tradycyjnych środowisk, zakopywania podziałów z tzw. liberalną częścią partii komunistycznej, obrony ostatnich dyktatorów PRL. Opcję ideową gazety znakomicie charakteryzuje jej obecne logo – czerwony prostokącik, do złudzenia przypominający czerwony sztandar.

Jednak należy pamiętać, że na samym początku „GW” nawiązywała do tradycji antykomunistycznej opozycji solidarnościowej, obok tytułu widniało hasło „Nie ma wolności bez Solidarności”.

Geneza „Gazety Wyborczej” sięga rozmów okrągłego stołu. W tzw. wyborach kontraktowych z czerwca 1989 r. miała wspierać kandydatów solidarnościowych. Organizację redakcji powierzono środowisku związanemu z pismem podziemnym „Tygodnik Mazowsze”. Grupa ta sytuowała się pośród lewicowej części opozycji. Jeszcze w podziemiu opowiadała się za rozmowami z komunistami i zawarciem z nimi jakiegoś porozumienia, zwłaszcza od czasów dojścia do władzy w Moskwie Michaiła Gorbaczowa i rozpoczęcia tzw. pierestrojki. Michnik w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” tak scharakteryzował swoją rolę: „Ja jej [„GW”] przecież nie redaguję, ja tam jestem raczej politycznym komisarzem niż redaktorem. Redagują moi koledzy i koleżanki”.

Antykomunizm jak jaskiniowość

Po kontraktowych wyborach „GW” lansowała kompromis z komunistami, opowiedziała się po stronie lewicowej części posłów solidarnościowych. Zresztą również i Michnik został posłem OKP.

W Sejmie stawał w obronie PZPR, uwidoczniło się to zwłaszcza w trakcie sejmowej dyskusji nad projektem ustawy o nacjonalizacji majątku po partii komunistycznej. Właśnie w kwietniu 1990 r. Michnik powiedział m. in.: „Prostym sposobem szukania sobie popularności jest likwidowanie majątku po byłej PZPR. Jest to klasyczny zastępczy konflikt, chcę powiedzieć, że w niektórych głosach, o czym mówię z bólem, usłyszałem coś, co bym nazwał antykomunizmem jaskiniowym. Ja jestem antykomunistą i tej jaskiniowości się boję. I chcę powiedzieć, że dziś z popisywaniem się tymi deklaracjami, gdzie się miesza PZPR z błotem, przyrównuje do katyńskich morderców, mówi się, że gorsi byli niż Hitler – ja nic wspólnego nie mam i nie chcę mieć”.

Również gazeta dystansowała się od środowisk prawicowych, projektów rozliczenia komunistów, lustracji, dekomunizacji. Jednocześnie przestrzegała przed demonami przeszłości – antysemityzmem, nacjonalizmem, szowinizmem.

„GW” popierała rząd Tadeusza Mazowieckiego i jego politykę „grubej kreski” wobec PZPR oraz krytykowany przez związkowców plan Balcerowicza. W konsekwencji doszło do konfliktu w OKP, wybuchła tzw. wojna na górze. Lech Wałęsa, ówczesny przewodniczący NSZZ „Solidarność”, odebrał „GW” prawo do posługiwania się logo związku i hasłem.

W archiwach specsłużb PRL

Chociaż gazeta Michnika krytykowała projekty nacjonalizacji majątku PZPR, dekomunizację i lustrację, sam Michnik był jednym z pierwszych opozycjonistów, którzy uzyskali dostęp do tajnych dokumentów komunistycznej Służby Bezpieczeństwa.

W kwietniu 1990 r. powołana została tzw. komisja Michnika, jej członkami oprócz szefa „GW” byli Andrzej Ajnenkiel, Jerzy Holzer i Bogdan Kroll. Komisja działała do 27 czerwca 1990 r., w tym okresie miała dostęp do zasobów Centralnego Archiwum MSW. Według późniejszych ocen „komisja Michnika” miała wgląd do archiwów poza dotychczasowymi rygorami i procedurami.

Michał Grocki w książce „Konfidenci są wśród nas” pisał, że członkowie komisji mieli dostęp do akt współpracowników UB. Prof. Ajnenkiel w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 1992 r. mówił, że przeglądał spisy osób – ponad milion nazwisk – którymi SB z jakiegokolwiek powodu się interesowała. I przy niektórych nazwiskach był dopisek piórem – informator.

Ta kwerenda akt specłużb PRL jest o tyle ważna, że Michnik publicznie negatywnie wypowiadał się na temat procedur lustracyjnych, dekomunizacyjnych oraz udostępniania akt SB.

Pożary i zamach, których nie było

Negatywny stosunek „GW” do zwolenników lustracji ukazuje jej zachowanie po odwołaniu rządu Jana Olszewskiego. Gazeta rozpowszechniała niesprawdzone informacje i plotki, zwalczała ekipę min. Antoniego Macierewicza. Tak było w sprawie rzekomego podpalania lasów i próby zamachu stanu. Dzień po odwołaniu rządu Olszewskiego, 5 czerwca 1992 r., gazeta Michnika podawała: „Pojawiły się plotki, jakoby w stan gotowości postawiona została Jednostka Nadwiślańska MSW, podlegająca bezpośrednio ministrowi Macierewiczowi”. Jednocześnie przytaczała słowa posła KPN Adama Słomki, który twierdził, iż wiceminister obrony narodowej Szeremietiew mówił o celowym podpalaniu lasów wokół Warszawy.

Następnego dnia „GW” uwiarygodniła te plotki. Przytoczyła opinię anonimowej osoby z MSW: „Gdy w Sejmie trwała debata nad odwołaniem rządu, minister Macierewicz w podległych sobie Nadwiślańskich Jednostkach Wojskowych zarządził stan podwyższonej gotowości bojowej”. Wprawdzie „GW” dodała wtedy, że tej informacji nie sprawdziła u Macierewicza, ale równocześnie sugerowała – „miał być zamach?”. Gazeta wielokrotnie pisała o „stanie podwyższonej gotowości bojowej” w jednostkach nadwiślańskich. Po roku wojskowa prokuratura orzekła, że 4 czerwca 1992 r. żadnego zamachu stanu nie było. Skwitowano to na łamach w formie krótkiej notki.

Agent SB w antylustracyjnej propagandzie

Jednym z autorów antylustracyjnych tekstów w „GW” był Lesław Maleszka, który sam był współpracownikiem SB. W 1995 r. Maleszka pisał: „... podzielam obawy, że wiele wystąpień polityków prawicowych podminowuje autorytet prawa i kruszy instytucje demokratycznego państwa. Apele o rozliczenie PRL, z iście inkwizytorską pasją wzywające do dekomunizacji, lustracji, delegalizacji SdRP, zrealizować by można jedynie w warunkach stanu wyjątkowego i zawieszenia swobód obywatelskich” („GW” z 11 września 1995 r.).

Natomiast na temat projektów ustaw dekomunizacyjnych pisał: „Byłyby wymierzone przeciw co czwartemu Polakowi, który wziął udział w wyborach we wrześniu 1997 r. Konsekwencje takich ustaw łatwo sobie wyobrazić: gwałtowne pomnożenie nienawiści i różnego rodzaju konfliktów społecznych, utrata poczucia współodpowiedzialności za państwo przez sporą część obywateli, kompromitacja demokracji i prawa, które odtąd w powszechnym odczuciu traktowane by były nie jako dobro wspólne, lecz łup dla zwycięzców. Na arenie międzynarodowej Polska uzyskałaby opinię państwa niestabilnego, łamiącego prawa człowieka” („GW” z 9 kwietnia 1998 r.). Trzy lata później byli działacze krakowskiego Studenckiego Komitetu Solidarności ujawnili, że Maleszka był informatorem SB ps. Ketman.

Również po sprawie Maleszki ta antylustracyjna linia „GW” była kontynuowana. W 2007 r. „GW” wsławiła się nawet swoistą instrukcją dla dziennikarzy, ujawnioną przez inne media, jak uniknąć lustracji do czasu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Kierownictwo gazety zastrzegając, że nie chce ingerować w osobiste decyzje dziennikarzy, stwierdziło: „Sędzią w lustracji są zawsze ubecy, to oni są autorami IPN-owskich teczek”. Przedstawiło także kalendarz lustracyjny i opisało, co trzeba zrobić, aby nie składać oświadczenia do momentu, kiedy ustawą lustracyjną zajmie się Trybunału Konstytucyjny, ponieważ: „Wierzymy, że Trybunał nie przepuści tego gniota”.

Roman Graczyk, jeden z publicystów „GW”, ujawnił, że został zmuszony do odejścia z gazety po tym, jak ostro skrytykował styl pisania o lustracji: „Nie mogłem się pogodzić z tą narastającą manipulacją faktami. To już nie było dziennikarstwo, tylko regularna antylustracyjna propaganda. (…) U części naszej inteligencji wytworzono przekonanie, że nie godzi się być za lustracją, że jest to coś nieprzyzwoitego – jakby podglądać kogoś w ubikacji. Graczyk, który sam przez wiele lat uczestniczył w tej kampanii „GW”, przyznał, że gazeta nie informowała, tylko dezinformowała w tekstach na temat lustracji.

Nie bez powodu prof. Jan Żaryn mówił w 2009 r. „Złe siły atakują IPN”, wskazując właśnie „GW”.

Cyngle w natarciu

Inny były redaktor, Michał Cichy, twierdził, że w gazecie „zamiast argumentów, zaczęto wymieniać epitety, zaś dziennikarzy zastąpili cyngle”, którzy mieli krytycznie opisywać pewne wydarzenia, zjawiska, instytucje zgodnie z myślą naczelnego: „Do napisania tego tekstu w wersji, która już została w »Gazecie« opublikowana, wyznaczono więc »cyngla« Michnika, czyli Pawła Smoleńskiego, który zawsze potrafił w lot odgadnąć, jaki tekst ma napisać, by podobał się szefowi. Drugim z tych »cyngli« jest Agnieszka Kublik, która dysponuje podobną zdolnością jak Smoleński. Paradoks sposobu redagowania »Gazety« przez Michnika polegał na tym, że ludzie atakujący nas uważali, że Michnik wydaje swoim »cynglom« określone polecenia”.

Relacja Cichego jest tym ważniejsza, że to właśnie on był autorem obrazoburczego tekstu, w którym z okazji 50. rocznicy Powstania Warszawskiego oskarżył żołnierzy AK o mordowanie Żydów. Kilka lat później Cichy przeprosił Powstańców za tekst. Jednak jego artykuł był jednym z wielu z tzw. nurtu odbrązawiania historii Polski, wskazującego na jej ciemne strony, szczególnie w stosunkach polsko-żydowskich. To właśnie na łamach „GW” prowadzono dyskusję o „polskim” antysemityzmie, odpowiedzialności za zbrodnię w Jedwabnem, szabrownictwie mienia żydowskiego itd.

Z drugiej strony Michnik dopuszczał na łamy nie tylko politycznych obrońców systemu komunistycznego, ale także twórców systemu represji stanu wojennego – generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. To właśnie były szef komunistycznej bezpieki razem z Michnikiem, w specjalnym wywiadzie dla „GW”, pod bardzo symbolicznym tytułem, „Pożegnanie z bronią”, opisał swoją karierę w PRL i narzucał interpretację najnowszej historii.

Różnicowanie Kościoła

Kolejnym problemem, którym „GW” zajmowała się tak skrupulatnie, był Kościół katolicki i rzekomy obskurantyzm polskiego katolicyzmu. Wzorem poprzednich dekad jej twórcy dzielili katolicyzm na nowoczesny, soborowy i ludowy, zaściankowy.

„GW”, której twórcy korzystali w stanie wojennym z pomocy Kościoła, udostępniła swoje łamy skrajnym środowiskom lewackim, feministycznym, a także antykościelnym.

Od początku istnienia „GW” krytykowała powrót religii do szkół oraz uchwalenie ustawy o ochronie życia nienarodzonych, a także wprowadzenie zapisów o przestrzeganiu w mediach wartości chrześcijańskich. Nagłaśniała sporadyczne przypadki zachowań nieobyczajnych, lansowała tezę o podziałach duchowieństwa itd. Szczególnej nagonce poddano Radio Maryja i jego twórcę o. Tadeusza Rydzyka. Z jednej strony nagłaśniano nieprawdziwe doniesienia, a z drugiej wywierano medialną presję na hierarchię Kościoła w celu zlikwidowania rozgłośni ojców redemptorystów lub przynajmniej złagodzenia linii programowej. Wokół Radia rozpętano wieloletnią kampanię propagandową, w której stosowano rozmaite metody. W 1998 r. Adam Michnik przyrównał nawet o. Rydzyka do komunistycznych aparatczyków: „Ja z tych samych powodów nie akceptuję ojca Rydzyka, z jakich nie akceptowałem komunistów, bo oni sieją nienawiść”. Z kolei Helena Łuczywo w 1999 r. donosiła o rzekomej wspólnocie interesów Radia i SLD: „Politycy SLD mówili jednym głosem z Radiem Maryja przeciw nowym ustawom podatkowym”.

Ostatnio „GW” tolerancyjnie odnosiła się do ekscesów Nergala, a politycznie coraz częściej sympatyzuje z Palikotem, który publicznie krytykuje Kościół.

Gazetowa „presja na pilota”

Nie sposób również nie dostrzec szczególnej roli „GW” po 10 kwietnia 2010 r., kiedy uwiarygodniała oficjalne tezy o przyczynach tragedii smoleńskiej. Tak jak wcześniej przez dwie dekady zwalczała z żelazną konsekwencją lustrację i dekomunizację, tak po 10 kwietnia zajęła się powtarzaniem nieprawdziwych hipotez i sugestii o katastrofie tupolewa.

Już 12 kwietnia 2010 r. Marcin Wojciechowski w „GW”, w artykule znamiennie zatytułowanym: „Piloci zdecydowali: Lądujemy!”, zastanawiał się, czy pilot konsultował z kimś decyzję o lądowaniu. Następnego dnia Paweł Wroński zamieścił rozmowę z pilotami z 36 SPLT. W pytaniach zawarte zostały tezy, które w następnych miesiącach były rozwijane. Oto fragmenty niektórych pytań: „Kontroler lotów w Smoleńsku twierdzi, że polska załoga nie »kwitowała«, czyli nie potwierdzała wysokości podawanych z wieży. (…) W spekulacjach pojawiły się informacje, że załoga nie radziła sobie z liczebnikami w języku rosyjskim oraz o możliwej pomyłce w przeliczeniu miar wysokości – u nas stosuje się stopy, a w Rosji metry. (...)” Kluczowe było jedno z ostatnich pytań: „Czy jest możliwe, aby wywierać na pilota presję?”

13 kwietnia 2010 r. wrocławski dodatek „GW” przeprowadził rozmowę z dr. Tomaszem Szulcem, specjalistą ds. techniki wojskowej, adiunktem w Instytucie Technologii Maszyn i Automatyzacji Politechniki Wrocławskiej. W wywiadzie tym dr Szulc mówił m.in.: „To była świetnie wyszkolona załoga, profesjonaliści. Problem polega na tym, że znajdowali się pod presją polityczną. (…) Przypuszczam, że gdyby nie presja chwili, pilotowi znacznie łatwiej byłoby podjąć decyzję o lądowaniu na lotnisku zapasowym (…)”. Interesujące są również pytania z tezą, które zadawał Jacek Harłukowicz z „GW”: „Rosjanie informują, że piloci nie reagowali na uwagi kontrolera lotów, że zbyt ostro podchodzą do lądowania. Mieli również zignorować kilkakrotną propozycję zmiany lotniska. Jak to możliwe, że piloci zbagatelizowali te ostrzeżenia?”; „Sytuacja podobna do tej, jaką prezydencki samolot miał w Gruzji”; „Czyli jednak błąd człowieka?”.

Przez kilka miesięcy opisywano tzw. sprawę gruzińską, która miała dowodzić rzekomych nacisków śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego na pilotów w trakcie lotu do Smoleńska.

Z dzisiejszej perspektywy interesujący jest fakt, że już kilkadziesiąt godzin po katastrofie „GW” publikuje wywiad z sugestiami, że pilot nie był asertywny, katastrofa była wynikiem presji na załogę, porównaniem tragedii do sytuacji z Gruzji oraz z tezą, że katastrofa była wynikiem błędu człowieka.

Sposób opisywania tej największej tragedii Polski po II wojnie światowej dobitnie świadczy, że redakcji „GW” – jak wskazuje na pierwszej stronie – „nie jest wszystko jedno”. Jednak optymistycznym sygnałem są gospodarcze wskaźniki „GW”, które dowodzą, że jej wizja Polski to „prawdziwa porażka”.

Autor był członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. Do grudnia 2007 r. pełnił funkcję szefa Zarządu Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po objęciu urzędu prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Piotr Bączek

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka