Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
7348
BLOG

Przypadki sędziego Igora Tulei

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 17

Jego nazwisko przejdzie do historii polskiego sądownictwa. I to nie tylko ze względu na pomówienie funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego i prokuratorów o stalinowskie metody śledcze. Także z powodu szkód, jakie wyrządził wizerunkowi polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Zamieszanie wokół sędziego Tulei trwało wystarczająco długo, by przebiło się do świadomości odbiorców mediów. Dla niego samego skończyło się mało sympatycznie – pozbawieniem funkcji rzecznika prasowego. Dla korporacji sędziowskiej – nadszarpniętym zaufaniem.

Z resortowej rodziny

Wszystko zaczęło się od wystąpienia Igora Tulei po wydanym przez niego wyroku w sprawie kardiochirurga Mirosława G. Użyte przez niego porównanie metod stosowanych przez CBA i śledczych do metod stalinowskich wywołało oburzenie ofiar stalinizmu. Tym bardziej że sędzia Tuleya orzekał w procesie stalinowskich oprawców i doskonale wiedział, jakimi metodami posługiwali się komunistyczni śledczy.

Jego orzekanie w sprawach dotyczących służb specjalnych PRL budzi wątpliwości w związku z tym, że jego rodzice byli funkcjonariuszami MSW PRL. Zdaniem prawników jest to wystarczający powód, by wyłączyć się z tych spraw z orzekania.

Zapoznaliśmy się ze znajdującymi się w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentami służb specjalnych PRL dotyczącymi Lucyny Tulei (IPN BU 0604/1166 t.1 i 2 oraz IPN BU 00200/1358). Aktywistka ZMS, a później PZPR, do Milicji Obywatelskiej wstąpiła w 1960 r. Z kolei ojciec sędziego – Witold Tuleya – pracował w Ośrodku Szkolenia Oficerów MO w Łodzi.

Lucyna Tuleya wyróżniała się w pracy operacyjnej w wydziale „B” łódzkiej komendy – jego przełożeni występowali dla niej o kolejne nagrody i stopnie służbowe. „Jest sprytna i przebiegła” – czytamy w jednym z wniosków o przyznanie nagrody.

W 1968 r. ukończyła specjalistyczny kurs Biura „B” Służby Bezpieczeństwa MSW i uzyskała świadectwo – ze wszystkich przedmiotów miała najwyższe oceny. Zaraz po ukończeniu kursu została skierowana do pracy z osobowymi źródłami informacji. Trzy lata później trafiła do Biura „B” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL – jej mąż został przeniesiony do Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji. Z dokumentów służb specjalnych PRL wynika, że odbył długotrwałe przeszkolenie w Moskwie. Został m.in. skierowany przez MSW PRL na studia doktoranckie Akademii Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ZSRR (nadzorowało ono m.in. milicję, więziennictwo oraz obozy pracy przymusowej, czyli gułagi).

Lucyna Tuleya odeszła z pracy z MSW w stopniu majora w 1988 r. Kilka miesięcy po odejściu została tajnym współpracownikiem Biura „B” MSW o pseudonimie „Lucyna”. Zajmowała się pracą z agenturą uplasowaną wśród pracowników zachodnich ambasad. Prowadziła dziesięciu tajnych agentów o pseudonimach: „Jaskółka”, „Anna”, „Maria”, „Czesława”, „Alina”, „Ely”. W teczce TW „Lucyna” znajduje się kilkadziesiąt osobiście przez nią podpisanych pokwitowań odbioru pieniędzy. Teczka została przeznaczona do zniszczenia, ale z niewiadomych powodów tego nie zrobiono.

– Służba w SB oraz współpraca z komunistycznymi służbami specjalnymi najbliższych członków rodziny są powodem do wyłączenia się pana sędziego Igora Tulei z procesów lustracyjnych – podkreślają rozmawiający z nami prawnicy.

Procesy funkcjonariuszy PRL

Sędzia Igor Tuleya nie widzi powodu, by wyłączać się ze składu sędziowskiego orzekającego w procesach lustracyjnych.

W grudniu ub.r. sąd orzekł, że b. wiceszef MSZ Maciej Kozłowski jest kłamcą lustracyjnym. Sędziowie uznali, że Kozłowski jako TW w latach 1965–1969 udzielał SB pomocy w sposób tajny i świadomy. Przekazywane kontrwywiadowi informacje były „przydatne” i „mogły zaszkodzić konkretnym osobom”. Po tym wyroku główne media wyróżniały informację, że trzyosobowy skład sędziowski orzekł niejednomyślnie. Jeden z sędziów zajął stanowisko odrębne. Był nim właśnie sędzia Igor Tuleya, który nie chciał mówić, dlaczego podjął taką decyzję.

– Wszystko znajdzie się w uzasadnieniu pisemnym do wyroku sądu – stwierdził.

Łaskawość sędziego Tulei objawiła się też w prowadzonym przez niego procesie „kata X Pawilonu” Tadeusza Szymańskiego – funkcjonariusza Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Mimo iż zbrodniarz ten stosował wyrafinowane tortury na osadzonych w więzieniu mokotowskim w Warszawie, mimo iż lubował się we własnoręcznym ich uśmiercaniu i roztrzaskiwaniu głów rozstrzeliwanym ofiarom, Tuleya okazał się dla niego bardzo wyrozumiały. Zasądził wobec niego pięć lat pozbawienia wolności, mimo iż za czyny zbrodniarza kodeks karny przewidział nawet siedem i pół roku więzienia. Przy okazji tego procesu zakończonego w 1996 r. sędzia miał okazję poznać, czym są „stalinowskie metody”.

Aktualnie sędzia Tuleya orzeka w procesie Hanny Gęściak-Wojciechowskiej – radnej Platformy Obywatelskiej, szefowej rady dzielnicy Warszawa-Ochota. Biuro Lustracyjne IPN uznało, że złożyła ona niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne i skierowało sprawę do sądu.

Zeznający w sprawie funkcjonariusze SB – Mirosław Bulikowski, inspektor KSMO z kontrwywiadu, i jego przełożony Marian Kuleta, szef SB w Komendzie Dzielnicowej MO, podważyli część zeznań lustrowanej.

Według akt IPN zwerbowana w 1985 r. przez SB, współpracowała z nią niemal do 1988 r. Spotykała się z esbekiem 18 razy. Za każdym razem goszczono ją w kawiarni na koszt SB. W treści zobowiązania do współpracy zapisała własnoręcznie, że będzie informować o przejawach działalności wrogiej wobec PRL i przyjęła pseudonim „Akne”. W jej rozmowach z SB pojawiają się nazwiska opozycjonistów i znajomych, m.in. Marka Nowickiego czy Ewy Jastrzębskiej, oraz jej ówczesnego przełożonego w „Expressie Wieczornym”. Esbecy potwierdzili, że TW „Akne” była zwerbowana do pozyskiwania informacji o środowisku dziennikarskim, nastrojach społecznych i planowanej pielgrzymce papieża Jana Pawła II.

Hanna Gęściak-Wojciechowska broniła się w sądzie, że do podpisania zobowiązania zmusiły ją okoliczności – zatrzymana przez patrol MO w nocy, została przewieziona na komendę.

Mirosław Bulikowski, esbek prowadzący TW „Akne”, stwierdził, że zwerbował ją na komisariacie, bo „chciał jej pomóc”. Pytana przez sąd, dlaczego po werbunku spotykała się z esbekiem jeszcze przez trzy lata, przekonywała, że również chciała pomóc „człowiekowi sprawiającemu wrażenie zagubionego w ówczesnej rzeczywistości”, wobec którego „czuła wielką wdzięczność”.

Tuleya, Michnik i afera Rywina

Po publikacji przez „Gazetę Polską Codziennie” informacji o konflikcie interesów, w jakim mógł znaleźć się syn TW „Lucyny”, prowadząc sprawy lustracyjne, w „Gazecie Wyborczej” pojawił się cykl nerwowych artykułów. Według gazety „ktoś” miał posmarować sędziemu drzwi i „ktoś” miał „tropić” jego syna. Szybko okazało się, że sam sędzia zaprzecza smarowaniu drzwi, a „GW” wciąż nie ustaliła, kto miałby tropić syna Tulei. Wszystko wskazuje na to, że nerwowość „Wyborczej” wzbudziły nowe informacje o roli Tulei, do których dotarliśmy.

Igor Tuleya był jedyną osobą, którą pytaliśmy o konflikt interesów, w jakim znalazł się, decydując o utrzymaniu tajemnicy dziennikarskiej Adama Michnika i Pawła Smoleńskiego. Parę godzin potem w „Wyborczej” pojawił się tekst o „tropieniu jego partnerki”. Skąd taka nerwowa reakcja sędziego i dziennika?

Sędzia Igor Tuleya nie wyłączył się z orzekania w sprawie zwolnienia z tajemnicy dziennikarskiej Adama Michnika, redaktora naczelnego „GW”, i Pawła Smoleńskiego, autora tekstu pt. „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika”, który ukazał się w „GW” w grudniu 2002 r.

Producent filmowy Lew Rywin w imieniu „grupy trzymającej władzę” zaproponował Michnikowi załatwienie korzystnych dla spółki zmian w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji w zamian za 17,5 mln dol. Zmiany te miały umożliwić Agorze kupno telewizji Polsat.

Po tekście Smoleńskiego powołano komisję śledczą. Poseł Bogdan Lewandowski, jeden z jej członków, złożył wniosek o zwolnienie dziennikarzy z tajemnicy. Wniosek trafił do sądu, a sprawą zajął się Igor Tuleya. Na podjęcie decyzji potrzebował 10 minut. – Wszelkie ograniczenia tajemnicy dziennikarskiej muszą być oceniane jako niezwykle groźne dla prawa do informacji – stwierdził w uzasadnieniu odmownej decyzji. Takie rozstrzygnięcie przyczyniło się do tego, że afera Rywina nie została do końca wyjaśniona, ponieważ ani Lew Rywin, ani Adam Michnik nie odpowiedzieli na te same pytania, które stawiali posłowie z komisji śledczej.

– Były podejrzenia, że nagranie mogło służyć szantażowi i wymuszeniu pewnych decyzji. Kwalifikowałoby się to nie tylko jako działanie nieetyczne, ale wręcz wiązałoby się z kodeksem karnym. Żeby to ustalić, konieczne było przesłuchanie na tę okoliczność Adama Michnika, co sędzia Tuleya uniemożliwił – odpowiedział pytany o konsekwencję decyzji sędziego Zbigniew Ziobro, wówczas członek komisji śledczej ws. afery Rywina, autor raportu przyjętego przez Sejm, dziś prezes Solidarnej Polski.

O możliwym konflikcie interesów młody sędzia rejonowy nie poinformował swojej przełożonej. Małgorzata Kluziak, wtedy szefowa III Wydziału Karnego Mokotów, dziś prezes sądu okręgowego w Warszawie, gdzie również pracuje Tuleya – nie chce mówić o sprawie.

– Pan sędzia Tuleya nie informował o powiązaniach swoich bliskich, natomiast sąd okręgowy nie ma zwyczaju wnikać w prywatność sędziów – odpowiedziała nam w imieniu Kluziak rzeczniczka Maja Smoderek.

Skontaktowaliśmy się z byłą konkubiną sędziego, ale odmówiła rozmowy. – Nie będę się na ten temat wypowiadać – stwierdziła, zapytana o jej pracę dla firmy, w której władzach zasiadał Lew Rywin, i odłożyła słuchawkę.

Z kolei sędzia Igor Tuleya uważa, że te pytania dotyczą życia prywatnego. Natomiast zdaniem prawników praca zawodowa współmałżonka lub konkubiny związana z tematyką, w której orzeka sędzia, może mieć wpływ na jego bezstronność.

Sędzia Tuleya miał także orzekać w procesie Lwa Rywina. W tym wypadku zwrócił się o przeniesienie sprawy do wyższej instancji. W argumentacji nie podał jednak kontekstu osobistego, lecz zawiłość sprawy, która ostatecznie trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie.

Dorota Kania, Maciej Marosz, Samuel Pereira

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka