Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
8552
BLOG

Generałowie musieli zginąć

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 39

Na ostatniej odprawie z dowódcami mąż mówił, że chce zabrać generałów na pokład Jaka-40. Sam też miał lecieć tym samolotem jako pasażer. Jednak dzień przed wylotem do Katynia, 9 kwietnia 2010 r., gdy wrócił do domu i zapytałam go, jakim samolotem leci, odpowiedział, że jednak Tu-154 razem z prezydentem – mówi „GP” Ewa Błasik, wdowa po śp. gen. Andrzeju Błasiku.

Decyzja, czy generałowie polecą w jednym samolocie z prezydentem, ważyła się niemal do ostatniej chwili przed wylotem 10 kwietnia 2010 r. O tym, że generałowie WP, razem z dowódcą Sił Powietrznych Andrzejem Błasikiem, mają polecieć tupolewem, zdecydowano wbrew planom generała. Ale nawet gdyby przed odlotem Lech Kaczyński zdecydował, że jednak generałowie polecą Jakiem-40 – nie było już wyjścia. Gdy limuzyna z głową państwa pojawiła się na płycie lotniska wojskowego na Okęciu, było kilka minut po godz. 7. Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie, który wystartował o godz. 5.35, był już półtorej godziny w powietrzu (Jak-40 leci do Smoleńska ponad godzinę dłużej niż Tu-154). Innych samolotów, w tym przewidzianego w instrukcji o lotach Head rezerwowego samolotu dla prezydenta, nie podstawiono. Generałowie musieli więc polecieć z prezydentem.

Natomiast delegacja 7 kwietnia 2010 r. z premierem Tuskiem poleciała aż czterema samolotami: Tu-154M 101, Jakiem-40 i dwoma maszynami Casa-295 M. Ponadto w rezerwie czekały trzy samoloty: jedna Casa-295M i dwa Jaki-40. Łącznie delegacja Tuska miała do dyspozycji aż siedem samolotów. Prezydencka delegacja tylko dwa – Tu-154M 101 i Jaka-40. Przypomnijmy, że delegacja, która poleciała Tu-154 z premierem, liczyła 77 osób, a z prezydentem – 95.

Stłoczeni w salonce

Być może generałowie nie polecieliby Tu-154 z prezydentem Lechem Kaczyńskim, gdyby nie niespodziewany remont rządowego tupolewa, wykonany 6 kwietnia 2010 r. W salonce nr 3, położonej tuż przy skrzydłach i przeznaczonej dla ośmiu osób, zamontowano dziesięć dodatkowych foteli pasażerskich. Zmian dokonano na polecenie szefa Techniki Lotniczej 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Zgodnie z dokumentacją w salonce tej powinny znajdować się cztery dwuosobowe kanapy w dwóch rzędach i dwa stoły między nimi. Salonkę przemeblowano, montując trzy rzędy po sześć siedzeń jednoosobowych (po trzy z lewej i prawej strony samolotu). Zwiększyło to liczbę miejsc siedzących o dziesięć – z ośmiu do osiemnastu.

Ponieważ prezydent miał do dyspozycji jedynie dwa samoloty, generałowie musieli lecieć albo jakiem, albo wraz z nim Tu-154. Ktoś postanowił – być może ta sama osoba, która wcześniej zadecydowała o powiększeniu salonki o dziesięć miejsc (dokładnie tylu uczestników liczyła delegacja wojskowa) – że będzie to jednak tupolew. W związku z tym w samolocie lecącym 10 kwietnia 2010 r. do Smoleńska wszystkie miejsca zostały zajęte, co doprowadziło do tego, że ze składu delegacji wycofano żołnierza Żandarmerii Wojskowej wyznaczonego do ochrony szefa Sztabu Generalnego WP gen. Franciszka Gągora. Jak pisała w odpowiedzi na nasze pytania Najwyższa Izba Kontroli, jej kontrolerzy stwierdzili, że żołnierz ŻW „został w Polsce, bo w samolocie brakowało dla niego miejsca”.

Po przeróbce salonka nr 3 przestała być salonką, stała się pomieszczeniem klasy ekonomicznej, bo generałów dosłownie tam stłoczono. Z tego, że generałowie będą mieli niemal podkurczone nogi, musiał zdawać sobie sprawę ten, kto podjął decyzję o przebudowie. A przecież problem rozwiązałoby podstawienie dodatkowego samolotu.

– W Kancelarii Prezydenta nigdy nie powstał pomysł, by sugerować przebudowę salonki nr 3 w Tu-154 czy dokonywać innych zmian. To nie leży w kompetencjach Kancelarii. My przedkładaliśmy tylko dla Kancelarii Premiera zamówienie na konkretny typ samolotu, czy – jeśli była taka potrzeba – większej liczby samolotów. Rzeczywiście, ta przebudowa wydaje się dziwna – mówi „GP” poseł PiS Jacek Sasin, były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta.

Warto przypomnieć, że poseł PiS Marek Opioła zwrócił się do MON z zapytaniem, czy Służba Kontrwywiadu Wojskowego, jako odpowiedzialna za ochronę kontrwywiadowczą najważniejszych osób w państwie, wiedziała o przebudowie salonki i czy sprawdzała samolot po jej dokonaniu. Okazało się, że SKW nie została o tej operacji poinformowana. Zapytaliśmy Naczelną Prokuraturę Wojskową, czy ustaliła, kto zlecił szefowi technicznemu 36 SPLT przebudowę salonki i jak to uzasadnił. Odpowiedź jej rzecznika płk. Zbigniewa Rzepy była zaskakująca: „Uprzejmie informuję, że zgodnie ze stanowiskiem Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie nie mogę udzielić odpowiedzi na te pytania, bowiem ich zakres jest zbyt szczegółowy i ujawnienie tego typu informacji na tym etapie postępowania mogłoby mieć negatywny wpływ na jego przebieg”.

Cała sytuacja wskazuje, że salonkę przebudowano z założeniem, że polecą nią generałowie. Jeżeli tak, to znaczy, że już 6 kwietnia było wiadomo, iż dla delegacji prezydenta nie będzie oprócz Jaka-40 innych samolotów, w tym rezerwowego.

Według dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego z zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej, do drugiego, decydującego wybuchu w Tu-154 doszło pomiędzy częścią pasażerską a strefą przeznaczoną dla VIP-ów, złożoną z trzech saloników, właśnie w bezpośrednim sąsiedztwie salonki numer trzy. Pasażerowie, którzy w niej lecieli, odnieśli największe obrażenia.

Przypomnijmy, samolot Tu-154M 101 dzielił się na kokpit, trzy saloniki dla VIP-ów i część pasażerską. 10 kwietnia 2010 r. w pierwszym saloniku leciała para prezydencka, w drugim prezydent Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie sejmu Krzysztof Putra i Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek senatu Krystyna Bochenek, szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak, szef BBN Aleksander Szczygło i prezydencki minister Paweł Wypych.

Trzeci salonik zajęli Mariusz Handzlik, wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer, wiceminister obrony narodowej Stanisław Jerzy Komorowski, wiceminister kultury Tomasz Merta, szef ROPWiM Andrzej Przewoźnik, posłowie Maciej Płażyński i Grażyna Gęsicka, urzędnik MSZ Mariusz Kazana oraz dziesięciu wojskowych: bp gen. dyw. Tadeusz Płoski, abp gen. bryg. Miron Chodakowski, ks. płk Adam Pilch, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor, gen. br. Bronisław Kwiatkowski, gen. br. pil. Andrzej Błasik, gen. dyw. Tadeusz Buk, gen. dyw. Włodzimierz Potasiński, wiceadm. Andrzej Karweta, gen. bryg. Kazimierz Gilarski. Reszta członków delegacji zajęła miejsca w części pasażerskiej.

Prezydent nie miał wyjścia

To, że 10 kwietnia 2010 r. do dyspozycji prezydenta były tylko dwa samoloty, potwierdza raport komisji Millera, w którym czytamy: „W rozkazie dziennym dowódcy 36. SPLT na 10 kwietnia nie wyznaczono samolotu zapasowego dla lotu o statusie Head oraz załogi dla niego”.

Brak rezerwowego samolotu 10 kwietnia 2010 r. postawił Lecha Kaczyńskiego pod ścianą. Nie miał on – gdyby chciał podjąć taką decyzję – żadnych możliwości skierowania generalicji do oddzielnej maszyny. Jak już bowiem wspominaliśmy, Jak-40 odleciał wcześniej, przed tupolewem (z problemami, bo pierwszy wyznaczony do lotu jak miał awarię, w związku z czym załoga musiała przesiąść się do innego jaka).

Na podstawie oficjalnych dokumentów trudno wykryć faktycznego inspiratora działań, w wyniku których generałowie trafili do tupolewa. Z informacji przedstawionej przez szefa Wojskowej Prokuratury Okręgowej płk. Ireneusza Szeląga wynika, że 3 marca 2010 r. z Kancelarii Prezydenta wysłano do Kancelarii Premiera (która jest według instrukcji Head koordynatorem lotów specjalnymi samolotami rządowymi) i Dowództwa Sił Powietrznych oraz BOR zapotrzebowanie na samolot, nie wskazując liczby osób uczestniczących w delegacji. 9 marca Kancelaria Prezydenta wysłała korektę – prośbę o dodatkowe zapotrzebowanie na Jaka-40, m.in. dla dziennikarzy. Kancelaria Prezydenta przesłała też tego samego dnia na ręce szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego, będącego jedynym dysponentem samolotów specjalnych obsługiwanych przez 36. specpułk, pismo zawierające informacje o konieczności zabezpieczenia przelotów na trasie Warszawa–Smoleńsk i z powrotem samolotów specjalnych Tu-154M oraz Jak-40.
Zapytaliśmy ówczesnego zastępcę szefa Kancelarii Prezydenta Jacka Sasina, czy pamięta okoliczności wystąpienia Kancelarii Premiera o te dwa samoloty.

– Od początku założeniem Kancelarii było, że poleci tylko jeden samolot – Tu-154, w którym razem z prezydentem polecą i generałowie, i dziennikarze. Zakładaliśmy, że jeśli będzie więcej chętnych, po prostu nie polecą. Dlatego wielu osobom, które wyraziły taką chęć, odmówiliśmy. Dziennikarzy zgłosiło się z początku tylko dwóch, ale ponieważ potem pojawiło się więcej zgłoszeń, dlatego polecieli jakiem. Nie chcieliśmy dzielić delegacji, by nie zarzucono nam, że segregujemy uczestników na lepszych i gorszych, i żeby nie było potem zarzutów, że z prezydentem poleciał „orszak bizantyjski” – mówi „GP” poseł Jacek Sasin.

25 marca 2010 r. gen. Andrzej Błasik otrzymał pismo od szefa Kancelarii Prezydenta Władysława Stasiaka: „Z racji sprawowanej przez Pana Generała funkcji zapraszam Pana w skład delegacji samolotem specjalnym”.

Dowódca Sił Powietrznych był jednak przeciwny, by generałowie polecieli Tu-154.

– Mąż chciał lecieć jakiem, razem z dowódcami. Mówił o tym nawet przy stole wielkanocnym, kilka dni przed wylotem (w 2010 r. Wielkanoc wypadła 4–5 kwietnia – przyp. red.). Na ostatniej odprawie z dowódcami mąż powiedział – co wiem także od niektórych obecnych na tej odprawie generałów – że chce zabrać ich na pokład Jaka-40 i sam nim polecieć jako pasażer. Dzień przed wylotem do Katynia, gdy Andrzej wrócił do domu, zapytałam go, jakim samolotem wylatuje. Odpowiedział, że jednak leci Tu-154, razem z prezydentem – mówi „GP” Ewa Błasik, wdowa po śp. gen. Andrzeju Błasiku. – Od współpracowników męża dowiedziałam się, że dzień przed wylotem, około godz. 17, przyszedł faks z Kancelarii Prezydenta, że generałowie razem z moim mężem, mają polecieć u boku prezydenta Lecha Kaczyńskiego Tu-154 – dodaje Ewa Błasik.

– Wyjechałem do Smoleńska 8 kwietnia 2010 r. rano, ostatni raz byłem w pracy w kancelarii 7 kwietnia. Nie pamiętam faksu, który miałby być wysłany do Dowództwa Sił Powietrznych 8 kwietnia, informującego, że generałowie razem z dowódcą gen. Błasikiem mają lecieć z prezydentem, ale być może podpisałem pismo dotyczące szczegółów wylotu jaka i tupolewa przed swoim wyjazdem – mówi nam poseł Sasin.

O tym, że decyzja, czy generałowie polecą osobno, ważyła się do ostatniej chwili, świadczy zapis rozmowy oficerów w Centrum Operacji Powietrznych. Polsat News przytoczył wymianę zdań, jaka odbyła się tuż po katastrofie między ówczesnym dowódcą COP gen. Zbigniewem Galcem a oficerem operacyjnym COP ppłk. Jarosławem Zalewskim:

Ppłk Zalewski: Dowódca jakiem wylądował?
Gen. Galec: Dowódca?
Ppłk Zalewski: Tak, jakiem wylądował?
Gen. Galec: Tak, wylądował, ale nie wiem, kto tam prowadził tego jaka.
Ppłk Zalewski: Rozumiem, ale prawdopodobnie dowódca był w jaku. Nie jestem tego pewien.
Gen. Galec: Ale dowódca nasz, dowódca Sił Powietrznych?
Ppłk Zalewski: Tak.
Gen. Galec: Aha.
Ppłk Zalewski: Dowódca Sił wybierał się w delegację.
Gen. Galec: A, to, to...
Ppłk Zalewski: Tylko nie wiem, jakie było rozłożenie na samoloty (niezr.).
Gen. Galec: A wcześniej było, że dowódcy mają lecieć jakiem.
Ppłk Zalewski: Dobrze, zaraz, zaraz sprawdzam, panie generale, zaraz sprawdzam to wszystko.

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka